(9 czerwca 1656 r.) Mówiąc na końcu konferencje, która składała się z dwóch punktów: pierwszy, racje, które miało Zgromadzenie, żeby chętnie przyjmować i czynić dobry użytek z upomnień, które są dawane tak ogólnie, jak osobiście; w drugim punkcie, o środkach, żeby dobrze przyjmować i robić dobry użytek z tych upomnień; Ks. Wincenty powiedział między innymi sprawami, że ta praktyka, w Zgromadzeniu Misji, jest skarbem dla samego Zgromadzenia i że powinno ono czynić wszystko, co dla niego możliwe, aby ją dobrze zachować, oraz prosić Boga o łaskę, żeby go jej nie pozbawił; że Bóg chce, żeby brat upominał brata, kiedy byłaby potrzeba, żeby się on poprawił; że polecił każdemu, żeby troszczył się o swego bliźniego. Niestety! Księża i moi bracia, powiedzcie mi, proszę was, czy może ktoś uznać ze słusznością za złe, kiedy się go upomina, że ma plamę na twarzy, że jego ubranie jest rozdarte? Bez wątpienia nie, będzie się on z tego cieszył. Tak samo dlaczego mielibyśmy uważać za złe, że nas upominają za nasze błędy? Nie, z całą pewnością; przeciwnie, trzeba się z tego bardzo cieszyć, prosić nawet naszych braci, żeby wyświadczali nam tę miłość.
Tak, ale powie ktoś, ten powiedział, że popełniłem taki błąd, a tymczasem tak nie jest; albo nawet dodał coś, co nie nie jest tak, jak sprawa się miała. – Odpowiadam na to, że sprawa ma się tak albo nie; proszę powiedzieć, co jest prawdą, jeśli tak nie jest. Jeśli jest prawdą, nie mamy powodu, żeby uważać za złe, że nas za to upomniano; przeciwne, powinniśmy upokorzyć się i poprawić się. Jeśli nie jest to prawdą, no dobrze! oto okazja, którą Opatrzność Boża daje nem, żebyśmy cierpieli i praktykowali akt heroicznej cnoty. jeśli się trochę za bardzo przesadza i kiedy się mówi jakąś okoliczność, która by się nie nadarzyła, jak powiedziano w upomnieniu, trzeba znieść to cierpliwie. Syn Boży, który był samą niewinnością, powiedzcie mi, moi bracia, jak znosił upomnienia i fałszywe oskarżenia, które Mu czyniono? Wiecie to, nie potrzebuję wam tego mówić. A dlaczego więc mielibyśmy być tak lichymi i nędznymi, żeby nie chcieć znosić rad, które nam są dawane!
Jest jedna osoba w Zgromadzeniu [1. Sam św. Wincenty (Por.: Abelly, dz. cyt., księga I, rozdział V, str. 21)], która, będąc oskarżona, że okradła swego towarzysza i będąc jako taka ogłoszona w domu, chociaż sprawa nie była prawdą, nie chciała jednak nigdy się z tego usprawiedliwiać, a myślała sobie, widząc siebie fałszywie oskarżoną: „Czy będziesz się usprawiedliwiać? Oto pewna sprawa, o którą zostałeś oskarżony, nie jest prawdziwą. Och! nie – powiedział on, wznosząc się do Boga – trzeba, żebym zniósł to cierpliwie.” I tak to uczynił. Cóż zdarzyło się potem? Księża, oto, co się zdarzyło. Sześć miesięcy potem [2. Sześć lat, mówi Święty gdzie indziej, według Abelly, tamże, str. 23], ten, który ukradł, będąc sto mil stąd, uznał swój błąd i napisał o tym i prosił o przebaczenie. Widzicie, Bóg chce czasem doświadczyć osoby i w tym celu dozwala, żeby przychodziły podobne sytuacje.
Ale przypuśćmy, że sprawa, za którą na przykład przełożony kogoś upomniał, nie byłaby całkowicie prawdziwą. Możliwe, że przełożony, który czyni to upomnienie również wie o tym dobrze, ale chce doświadczyć swego poddanego i zobaczyć, czy będzie od odpowiednim do tego zajęcia, do którego go przeznacza. Przełożony ma prawo to czynić. Najpierw nie jest się panem siebie i nie można powstrzymać tych pierwszych poruszeń, które przychodzą; jak, kiedy upomina się pewne osoby za coś, widzicie, jak w tym czasie zmienia się ich twarz. Cóż to, Księża? To są pierwsze poruszenia natury, które powstają i których człowiek nie jest panem. I choć byliby jak święty Paweł, nie mogliby powstrzymać tego, bo to są skutki natury pełnej miłości własnej, a w nich samych nie ma grzechu. Ale jeśli, po tym, co się wydarzyło, duch powrócił do siebie, och! a to dopiero! wtedy grzech, jeśli go się nie powstrzyma i nie skieruje się ku dobremu; i w tym widać różnicę części zwierzęcej i nędznego ciała; ponieważ, powiedzcie mi, jaka jest różnica między osobą bez rozumu i zwierzęciem? Nie ma jej w ogóle.
Zatem, nędznik, którym jestem, mam wielki powód, żeby wstydzić się przed Bogiem, i to tym bardziej, że nie ma grzechu, który popełnia się w domu, którego nie byłbym winnym. Nawet dzisiaj byłem tak nędzny, poddałem się, żeby pójść za jakimś upodobaniem. Powiem to zaraz… Właśnie powiedziano dobre słowo: że miłość własna jest tym, co przeszkadza, żeby przyjmować upomnienia, jak należy. Och! Jakże jest to prawdziwe! „Pozbaw się własnej woli – mówi św. Bernard – a nie będzie piekła”. Pozbaw się tej miłości własnej, która nie może znieść najmniejszej nagany bez uniesienia. Oddajmy Bogu wszystko, żebyśmy znosili wszystkie upomnienia, które byłyby nam dawane.
I Ks. Wincenty chcąc podjąć to upodobanie, o którym mówił powyżej, powiedział:
Cóż to niedawno powiedziałem, że powiem? Przypominasz to sobie, Księże Alméras? Czy nie przypominacie sobie nic, Księża? Mój Boże! cóż to? Nikt sobie tego nie przypomina?
Pewien brat, podnosząc się powiedział: Księże, coś dotyczącego jakiegoś upodobania, które mówiłeś, że miałeś dzisiaj.
– Ach! masz rację; oto więc to, co mi się zdarzyło. Zwykło się na zebraniu Pań Miłosierdzia, które odbywa się w celu pomocy ubogim z granic Szampanii i Pikardii, czytać listy, które nam przysłano przez naszego brata Jean Parre, który jest zatrudniony do rozdzielania jałmużn, które te dobre panie posyłają tam każdego tygodnia. Dzisiaj czytano jakiś list, które wzmiankował o dobru, które Bóg czyni przez tego dobrego brata, i zaczęto mówić o pewnym zgromadzeniu pań, które były najmożniejszymi w mieście Reims, które ten dobry brat zebrał, żeby troszczyć się o ubogich i sieroty oraz potrzebujących w mieści i w okolicy; i dodano, że następnie zrobił to samo w Saint-Quentin, gdzie panie nie są jeszcze w tak wielkiej liczbie, jak w Reims. Zatem, Pani Talon, powróciwszy tutaj z tych okolic z Panem swym synem, który został wezwany w celu dalszego sprawowania swego urzędu adwokata generalnego na dworze parlamentu w Paryżu, przybyła dzisiaj na zebranie, a zobaczywszy, że mówiono o dobru, które się tam dokonuje przez tego dobrego brata, zabrała głos i zaczęła opowiadać wszystko to, co tam widziała i słyszała, i o dobru, które ten dobry brat czyni tam i o błogosławieństwie, które Bóg daje na jego postępowanie i przedsięwzięcia, jak założył te zebrania Pań, o których właśnie mówiłem, w celu pomocy ubogim, i pomocy, którą otrzymują te biedne sieroty, i jak zaopatrzył zebranie Pań w Reims w pewnego dobrego kapłana, kanonika z Reims, którego uznał za najbardziej odpowiedniego do kierowania i troszczenia się o nie, aby je zachęcać do tego świętego zadania. Zatem, jedna z tych pań z tutejszego zebrania, słysząc, co opowiadała Pani Talon, wykrzyknęła i powiedziała: „Jeśli bracia ze Zgromadzenia Misji mają tyle łaski, aby czynić dobro, o którym właśnie opowiedziano, cóż mogą uczynić księża!”
Oto, Księża i moi bracia; to nędznik, którym jestem, spowodowało we mnie to upodobanie, o którym wam powiedziałem, któremu poddałem się, zamiast odnieść to wszystko Bogu, od którego pochodzi wszelkie dobro.
Zwracając się następnie do braci pomocników, powiedział:
Moi bracia, nie powinniście wyciągać chwały ani upodobania z tego, co właśnie powiedziałem, co czyni nasz brat; ponieważ zobaczcie, dobry Bóg posługuje się tym, kto się Mu podoba, człowiekiem złym równie dobrze, jak człowiekiem dobrym, nawet do tego stopnia, żeby czynili cuda, jak niektórzy utrzymują, że czynił Judasz, który zdradził naszego Pana. Mówię wam to, moi bracia, ażebyście się strzegli i byli pilni w odnoszeniu zawsze Bogu całej chwały za dobro, które nasz Pan uczyni dla Zgromadzenia w całości, czy każdemu z was i z poszczególnych członków, którzy je tworzą. Niech Bóg uczyni tę łaskę wszystkim, jeśli się Mu podoba!
[*] Konferencja 151. – Rękopis powtórzeń rozmyślania, f° 40. P. Coste, t. XI, str. 336-340. Tłumaczenie polskie: Konferencje i przestrogi św. Wincentego. Tłumaczenie z francuskiego, Kraków 1909, str. 159-162.